środa, 4 czerwca 2014

Zawładnął moim sercem...

obślinił, opluł, zasmarkał.. nawet obsikał.. i kurcze.. może to i dziwne.. ale nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia.. .. o Kim mówię?  .. o Małym Chłopcu...

.. może zacznę od początku...

w poniedziałek miałam się pojawić w poradni .. lekarz miał zdecydować czy potrzebne Olince badania da się zrobić ambulatoryjnie.. byłam pewna, że moja moc :D przekonywania jest tak silna, że dam radę wyprosić, żeby te badania jednak zrobić w ciągu jednego dnia.. Nie dało się..  Kilka godzin później lekarz "na górze" stwierdził, że właściwie ten, który nas przyjmował mógł dać nam zlecenie na konkretne badania ( zwłaszcza, że wyniki i tak za trzy tygodnie..) i nie wiadomo dlaczego tak się nie stało..
Dziś jestem pewna, że tak miało być..  Razem z nami na oddział został przyjęty On..  Przypadkiem (?) trafił na moją salę..  króciutko po przyjęciu do szpitala został sam..
Bardzo szybko okazało się, że na oddział został przywieziony przez wychowawcę dd.. żegnając się z nim rzuciła .. "do środy szybko zleci".. i wyszła.. 

.. nie będę ściemniać, że do Młodego nie ciągnęło mnie od razu.. ale jakoś tak.. hmm.. nie wiedziałam czy mi wolno..

W związku z tym, że nie do końca byłam przygotowana na kilkudniowy pobyt w szpitalu i Sebastian miał dowieść mi to co potrzebne.. podpowiedziałam mu żeby od razu wziął jakieś zabawki dla Małego bo opiekunka zostawiła mu klocka ( jednego) i grzechotkę.. ( trochę później się okazało, że nie ma też mydła, ręcznika, piżamki, butelki na mleko... pierwszej nocy spał w .. ogrodniczkach sztruksowych..)

.. wyjątkowo Oliwcia usnęła w dzień  .. nie umiałam inaczej...  poszłam "pogadać" z Jasiem*  zaniosłam mu książeczki, obrazki z gier, które wzięłam O...
..moje "problemy" skończyły się popołudniu jak zobaczyłam, że Jaś zaczyna się kiwać :( .. z niewielkim wahaniem wyciągnęłam ręce..  Jaś odpowiedział bez najmniejszego wahania.. wyciągnął swoje łapki i uśmiechnął się najpiękniejszym uśmiechem..  uśmiechem bezinteresownym.. .. i już byłam jego.. eh.. i już wiedziałam, że to potem odchoruję..

Wiedziałam, że nie ma możliwości na szczęśliwe zakończenie naszej znajomości -w przypadku Jasia - przynajmniej nie takie jak ja bym sobie życzyła, czy jakie "sugerował" personel oddziału.. Bo ja już wiem, że historie jak z "Listów do M" zdarzają się jedynie w filmach.. w życiu Dziecko często jest na końcu ...
W ciągu tych trzech dni wielokrotnie słyszałam, że szkoda, że Jaś nie mógłby być u nas.. tak samo wielokrotnie tłumaczyłam, że nie ja podejmuję takie decyzje.. że nie ja jestem osobą decyzyjną..

Wiedziałam i dawałam mu to co mogłam wiedząc, że się przywiązuję.. wiedząc, że potem serce będzie krwawić, wiedząc, że  być może to jedyna "normalność" w ciągu jego trzyletniego życia..

Dziś nie spałam długo .. wieczorem nie mogłam usnąć.. w nocy Jaś płakał.. wstawałam głaskałam po pleckach - uspokajał się.. kładłam się to łóżka płacz zaczynał się od nowa.. no to wstawałam.. i tak przez godzinę od 3.30 do 4.30..  i jak to w szpitalu pobudka o 6 rano..

Jaś powinien być dziś odebrany.. jak ja opuszczałam oddział personel nie wiedział czy jest to faktycznie ostatni dzień Małego na oddziale.. bo "często się zdarza, że Dzieci placówkowe nie są odbierane w tym dniu kiedy jest umówione ich odebranie"..

Godzinę przed naszym opuszczeniem szpitala słyszałam, że Jaś potrzebuje rehabilitacji, "zwykłej" stymulacji, że powinien znajdować się w Rodzinie, a nie w placówce, że potrzebuje motywacji, Rodziny...

... na szczęście.. /dla mnie/ ..  jak opuszczałam z Olisią oddział Jaś był na kolejnych badaniach.. domyślałam się, że  wyjdziemy zanim wróci.. dostał buziaka w czoło..

Ostatnie dwa dni wspominam ze łzami w oczach.. bo wiem, że Jaś mógłby mieć lepiej..


        .. wiem też że świata nie zbawię.. i takich Dzieci jak Jaś jest wiele.. czekamy na kolejne Dzieci, które będą mogły wychowywać się w naszej Rodzinie .. które będą mogły znowu uwierzyć dorosłym, które będą mogły poczuć się kochane, akceptowane.. które będą mogły mieć Dom..


* Jaś - to imię wymyślone, choć Chłopiec istnieje i opisane wydarzenia naprawdę miały miejsce..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz