Nasza historia


Zaczęło się dawno.. pierwsza myśl 17 lat temu.., w międzyczasie wolontariat w Domu Małego Dziecka, potem praca jako opiekunka, studia pedagogiczne, praca w szkole.. I ciągle coś stawało na drodze
a to wiek ( bo za młoda), a to dziecko biologiczne ( bo za małe), a to mieszkanie ( bo 63m2 to niewiele).. Ale temat ciągle wracał, zwłaszcza jak okazało się, że mąż nie dość, że nie ma nic przeciwko mojemu pomysłowi na życie, to jeszcze  jest bardzo zainteresowany.. Jak nie da się inaczej, może choć jedno dziecko.. choć z jednym podzielić się tym co mamy, co możemy..
Nagle na naszej drodze staje właściwa osoba.. usłyszałam, że "Potrzebna jest rodzina, która chciałaby stworzyć Rodzinny Dom Dziecka".. I okazuje się, że nic nie jest problemem ( a może inaczej: wszystko jest do rozwiązania..).
*wiek ( już jakiś czas temu osiągnęłam minimalny)
*dzieci biologiczne ( wcale nie za małe),
*mieszkanie (można wynająć większe).
Od momentu podjęcia już konkretnej decyzji do momentu otrzymania decyzji UW mija 6 miesięcy - to bardzo intensywne pół roku.. kurs, testy psychologiczne, "dokształcanie" się samodzielne, szukanie mieszkania/domu - i tu okazało się, że zaczęły się schody, bo albo duże i bardzo drogie, albo ludzie dowiadując się, że w domu mają mieszkać dzieci rezygnowali z podpisania z nami umowy. W końcu udaje się.. pod koniec stycznia składamy do Urzędu Wojewódzkiego wszystkie dokumenty i 27 stycznia zapada decyzja - zezwolenie  na prowadzenie Rodzinnego Domu Dziecka.
I.. cisza.. mija dzień za dniem, tydzień, drugi , trzeci.. a nasz dom jest pusty, cichy, dla nas za duży.. W oczekiwaniu na nowych mieszkańców dokańczamy urządzanie pokojów, dostosowywanie ich, żeby przyjętym dzieciom było jak najbardziej przytulnie i miło; dostajemy nowe łóżka piętrowe, biurka..
Nadchodzi długo oczekiwany przez nas dzień.. 17 luty i TEN telefon: "Czy mamy wolne miejsca?" "Owszem ..mamy.. całe 8 wolnych miejsc"..
Przyjeżdżają "nasze" pierwsze dzieci - Klaudiusz (5,5r) i Klaudia (7 l.) .. I nasze pierwsze zetknięcie z szarą rzeczywistością, bo dzieci przywiozły ze sobą ..to co miały na sobie..
Dwie godziny później kolejny telefon, i kolejni nowi mieszkańcy - rodzeństwo: Oktawia ( 12.5), Daria ( 8), Sara ( 3.5 r.)..  Tydzień później dowieziony zostaje do  nas brat dziewczyn - Sebastian ( 14l).
Początki są  bardzo trudne - głównie organizacyjnie, bo mąż pracuje poza domem.. wraca po 17.. Kolacja około 20, potem kąpiel.. ostatnie z dzieci kąpią się w okolicach północy :) Dobrze, że trwają ferie, wszyscy mamy możliwość troszkę się poznać i.. zaprzyjaźnić zanim zacznie się stały rytm szkolny, nauka.. i wiem, że coś musimy zmienić, zorganizować inaczej :) udało się!
Na początku marca telefon - jest rodzeństwo, "czy wyrażamy zgodę?". Krótka rozmowa z mężem - czy damy radę, dzieci są w wieku szkolnym, więc dodatkowe miejsca do nauki potrzebne. Dyskutujemy  czy uda nam się przeorganizować. Podejmujemy decyzję na "tak". i w ten sposób 7 marca przyjeżdżają  Jula ( 13lat), Krystian (12lat), Gosia ( 6.5r).. i wszystko staje na głowie :)  Bo nasze dzieci  każde z osobna jest cudowne i fantastyczne ... to   razem tworzą mieszankę wybuchową :P
Pierwsze Święta, pierwsze wakacje..
W październiku opuszczają nas Klaudiusz i Klaudia - do Rodziny Zastępczej.. pierwsze pożegnanie .. myślałam, że będzie łatwiej.. przecież wiedziałam, że odejdą, że to nie na zawsze.. ale to rozum wiedział, a serce.. pokochało.. Dzieci nową rodzinę znały, odwiedzały, więc nie szli do obcych.. 
Z jednej strony "smutek rozstania".. a z drugiej życie toczyło się dalej...tu i teraz.. nauka, lekarze, zajęcia pozalekcyjne.. Trzeba było się "ogarnąć" :)

30 grudnia telefon - "czy mamy miejsce?" "jest dwóch chłopców".. w trakcie rozmowy okazuje się, że chłopaków jest trzech.. Jak najbardziej jesteśmy gotowi! :) Zaraz po nowym roku przyjeżdża Piotr ( 12l) , Grześ (8 l) i Maciuś ( 3 l).

Dziś.. coraz lepiej znamy "nasze" dzieci.. ich problemy, lęki, ale również radości, to co je cieszy.. Wspólnie odkrywamy ich nowe pasje i talenty.. Dzieci zaczynają zdobywać dyplomy, nagrody.. Czasem zaskakują nas, ale częściej chyba samych siebie.., że mogą, że "da się" :)

6 komentarzy:

  1. Nie wiem dlaczego, ale czytając to, łzy same ciekną mi z oczu. Jesteście wielcy:)Chętnie dodałabym blog do obserwowanych, ale nigdzie nie wiedzę ikonki służącej temu celowi... Jeśli dodacie ten gadżet, napiszcie do mnie, a napewno zaobserwuję i będę odwiedzać:)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) dziękuję - a co do możliwości obserwowania - postaram się, żeby taka się znalazła :) Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest możliwość obserwowania bloga :) wystarczy wpisać adres mailowy po prawej stronie "Follow by Email" :):)

    OdpowiedzUsuń
  4. jest mi smutno i zaraz bardzo sie cieszę, smutno że te kochane dzieciaczki znajdują się w takich "różnych" sytuacjach życiowych, a cieszę sie że są tacy ludzie i co najważniejsze świetnie sobie radzą,

    OdpowiedzUsuń
  5. jest mi smutno i zaraz bardzo sie cieszę, smutno że te kochane dzieciaczki znajdują się w takich "różnych" sytuacjach życiowych, a cieszę sie że są tacy ludzie i co najważniejsze świetnie sobie radzą,

    OdpowiedzUsuń
  6. jest mi smutno i zaraz bardzo sie cieszę, smutno że te kochane dzieciaczki znajdują się w takich "różnych" sytuacjach życiowych, a cieszę sie że są tacy ludzie i co najważniejsze świetnie sobie radzą,

    OdpowiedzUsuń